Już za chwilę...

      Nadziei na wspaniałe jutro...
      Otwarcia na cuda, które są wokoło...
      Wiary w możliwości swoje i innych ... 
      Yyyy... i jeszcze...

      Rozwoju na każdej płaszczyźnie...
      Odrębności (przy jednoczesnej akceptacji odmienności innych) i... 
      Kreatywności, dzięki której będziemy mogli korzystać z tego, co mamy
                       i co otrzymujemy każdego dnia!
  
   

       Życzę wszystkim z całego serducha!!! J


Porażka

Porażka przynosi niezliczone korzyści. Odziera cię ze strachu. Kiedy doznasz porażki, nie masz już nic do stracenia. Zdajesz sobie sprawę, że nadal żyjesz, nadal oddychasz, nadal jesteś sobą, a życie toczy się dalej. Kiedy przechodzisz w tryb przetrwania, uświadamiasz sobie, że tak naprawdę nie potrzebujesz zbyt wiele, żeby przeżyć albo służyć innym ludziom. Odkrywasz, na co naprawdę cię stać, i znajdujesz w sobie siłę, o którą nawet się nie podejrzewałeś. Regina Brett  
A czasami ponosisz porażkę, przewracasz się i leżysz... wtedy chwyć TU
J 


Boga Narodzenie

Bez względu na to, czy wierzysz...
Bezbronność narodzonego dziecka przypomina jak kruche jest życie i jak bardzo potrzebuje naszej ochrony.

Św. Jan Paweł II mówił, że żyjemy w cywilizacji nienawiści i śmierci, dlatego naszym zadaniem jest chronić życie i rozprzestrzeniać miłość.
Nic dodać nic ująć.

Bez względu na to, czy wierzysz,
przy okazji obchodzonych wszem i wobec Świąt Bożego Narodzenia,
życzę nam,
abyśmy o tym pamiętali,
codziennie.




Przebaczenie

Wiesz dlaczego czasem tak trudno jest przebaczyć?
Bo to oznacza przyjęcie tego, że zostałeś zraniony (lub zraniłeś).
A to oznacza przyjęcie cierpienia, które temu towarzyszy.
A to oznacza konfrontację z nim, odczucie, zobaczenie jak jest ono duże.

Nasz organizm bardzo broni się przed cierpieniem, z lęku, że nie da rady tego udźwignąć i przerobić. Mechanizmy obronne są niezawodne. Czasem całymi latami nie pozwalają skonfrontować nas z cierpieniem, stanąć w prawdzie i... wybaczyć*.

___________
* kiedyś słowo przebaczyć oznaczało tyle, co "zapomnieć, zlekceważyć, pominąć", dzisiaj "darować komuś winę, wybaczyć".




Język miłości

Skoro miłość, jest działaniem, skierowanym wobec... to wyraża się w konkretny sposób. Zostało to dokładnie określone i pogrupowane. Tak powstało pięć języków miłości:

1. Dotyk
2. Słowo (akceptacja, afirmacja)
3. Czas (który poświęcamy drugiej osobie, lub jest nam poświęcany)
4. Prezenty
5. Pomoc (którą otrzymujemy lub ofiarujemy)

Podobno okazujemy miłość w obrębie tych pięciu języków, ale u każdego z nas jest jeden dominujący. Rozpoznanie go (u siebie i u drugiego człowieka) pozwala skonkretyzować nasze działania i z sukcesem napełniać naczynie miłości drugiej osoby. Czasem możemy działać z przekonaniem, że wystarczająco okazujemy miłość, tymczasem, jeżeli nie mówimy językiem ukochanej osoby, i tak może czuć się niekochana (sic!).

Więcej o tym tu: chwyć

Zrób test i dowiedz się, jaki jest Twój język miłości.




Rozwój

Celem rozwoju nie jest perfekcja, lecz miłość. (...) Wobec tego każdy cząstkowy rozwój: fizyczny, emocjonalny, materialny, intelektualny, artystyczny czy religijny ma sens o tyle, o ile przybliża nas do celu najwyższego. (...) Wszystkie osiągnięcia (same w sobie dobre) będą wpływały na rzeczywisty rozwój osoby podejmującej wysiłek jedynie wówczas, gdy znajdą się w służbie miłości, a nie egocentryzmu. (...) Słyszy się czasem, że ktoś osiągnął spektakularne wyniki w nauce i dokonał wielkich odkryć, pozostając zupełnie infantylnym w porządku relacji międzyludzkich - nieumiejącym budować związków z ludźmi, apodyktycznym lub wycofanym. Nauka może stać się formą ucieczki lub próbą zaistnienia w świecie, ale jedynie miłość pozwala człowiekowi unieść trud egzystencji i dać mu głębokie poczucie szczęścia i sensu istnienia. 
Jest oczywiste, że rozwój materialny (bogactwo) i sława nie służą często ostatecznemu celowi człowieka. Same w sobie nie są z natury czymś złym, ale zdarza się, że zamykają na miłość. Może to kogoś zaskoczy, ale także rozwój religijny może nie służyć miłości lub nawet od niej oddalać... 
Monika i Marcin Gajdowie Rozwój. Jak współpracować z łaską?


KochAłć

... bo jest tylko jedno jedyne zadanie dla nas, które interesuje Pana Boga: 
Nauczyć się KOCHAĆ.

Nawet "prawda pozbawiona miłości jest do wyrzucenia." (o. Adam Szustak)

Więc odwróć się od największego demona, który jest na tym świecie, "demona niezgody" i:
1. Podejdź do człowieka (spójrz z jego perspektywy)
2. Ujmij go za rękę (okaż czułość i szacunek)
3. Podnieś (powiedz mu to tak, aby zmotywować do zmiany, nie tak, by poczuł, że jest skończonym zerem)

Może dzięki temu łatwiej mu będzie wstać i zacząć kochać.




"Ja" jak Krowa

Krowa daje mleko. Mleko to nie truskawkowy jogurt.
Jeżeli masz ochotę na jogurt truskawkowy, 
nie idź do krowy,
 bo ona da Ci mleko.


Niektórzy powiedzą:
Świetnie! Uwielbiam mleko, chcę się napić!
Inni zdziwieni: Łe, chciałem jogurt!
Jeszcze inni: Pij mleko, będziesz wielki!
A niektórzy: Nie pij mleka! 

Będziesz miał skazę białkową! itd.

A krowa pozostaje krową. I daje mleko.
Można z tego skorzystać.

I nie stara się być kozą, by dawać kozie mleko, nie chce być psem, kurą znoszącą jajka, kotem etc.
Krowa
 jest krową. I daje mleko.

Może się paść na wielkiej, pięknej łące ze świeżą trawą, a może na małej łączce, gdzie trawa nie jest pierwszej jakości, ale i tak będzie tą samą kro,
będzie tak samo żuła i dawała mleko.

Niektórzy mówią:
Mam gdzieś mleko!
 Chcę mięso!!

Zabijają krowę.

Ale nawet wtedy krowa jest krową i daje mleko.

Można było z tego skorzystać.



Szczęście - cytaty

Szczęście jest "produktem ubocznym" rozwoju. Pojawia się ono niejako "przy okazji" miłości i polega na poszerzeniu naszej świadomości, głębokiej harmoii z całym stworzeniem, uważności (skupienie zmysłów i intelektu na tym, co JEST. Przytomne trwanie w "tu i teraz", w chwili obecnej) i pokoju serca. (...) Rozwijając się (a więc miłując coraz bardziej), osiągamy poczucie szczęścia, sensu i spełnienia, za którym tak tęsknimy. Szczęście nie jest więc czymś, co jest nam dane lub niedane "z góry". 




Pułapki na drodze do szczęścia: 

1. Utożsamianie szczęścia z przyjemnością;

Bez trudu nie ma rozwoju, unikanie nieprzyjemności będzie groziło infantylizmem. Nie ma nic złego w odczuwaniu przyjemności, ale szczęście nie jest zależne od tego, czy ją odczuwamy, czy nie. Mogę być szczęśliwy, nie doświadczając przyjemności. Pogoń za przyjemnością nie zaspokoi serca człowieka


2. Próba osiągnięcia szczęścia na drodze działania zewnętrznego;
Jeśli człowiek wpadnie w tę pułapkę, będzie organizował świat wokół siebie po to, aby być szczęśliwym lub będzie uważał, że w warunkach, w których się znalazł, szczęścia osiągnąć się nie da. To dlatego niektórzy wciąż poszukują czegoś na zewnątrz siebie: idealnego miejsca, niezapomnianej chwili, niepowtarzalnego przedmiotu, pięknego otoczenia, "tego jedynego" człowieka lub używki - chcą przez chwilę poczuć się szczęśliwi. Człowiek tęskni do głębokiego pokoju i spełnienia, ale błędnie poszukuje tego na zewnątrz siebie. Stan "uwolnienia" jest pociągający tak bardzo, że ludzie są gotowi sięgać po narkotyki, alkohol, przypadkowe relacje seksualne i afekty, aby go na chwilę doświadczyć. Poczucie szczęście ma niewiele wspólnego z ekstatycznym i przejściowym doładowaniem emocjonalnym. 

3. Poszukiwanie szczęścia z pominięciem człowieka;

Wielu ludzi chce chronić swój "maleńki świat", izolując się od ludzi lub nawet ich niszcząc. Każdy "obcy" lub "inny" jest potencjalnie niebezpieczny. Niektórzy upatrują własnego szczęścia w nieobecności innych ludzi. Chcąc zachować niezależność, "wyzwalają się" od ludzi... i popadają w samotność. Szczęścia nie da się także zbudować na krzywdzie ludzkiej. 


Człowiek osiąga szczęście, czyniąc z samego siebie bezinteresowny dar dla bliźniego. 
Nasz rozwój prowadzi w tym właśnie kierunku. Im bardziej żyjemy dla TY, tym szybciej dojrzewa JA. Paradoks polega na tym, że człowiek znajduje szczęście, gdy tego szczęścia nie poszukuje dla siebie. Kto robi wszystko, by posiąść szczęście, ten go nigdy nie znajdzie. Drogę do szczęścia odkrywamy niespodziewanie, zapominając o sobie. 

Monika i Marcin Gajdowie Rozwój. Jak współpracować z łaską? 


Podziały

Patrzę na ludzi obecnie rządzących naszym krajem i zastanawiam się... dlaczego Ci politycy często nie biorą pod uwagę, że połowa naszego społeczeństwa, w tym, np. artyści to ludzie niewierzący, nie-katolicy? Dlaczego jest tak wyraźny podział w Państwie? Czy nie można polityki prowadzić bardziej uniwersalnym językiem?

Jest mi przyko, bo... Mój Ukochany Jezus Chrystus wszystkich nas umiłował. Zginął ukrzyżowany za grzechy wszystkich ludzi. Również tych, którzy są od Jezusa odwróceni, którzy nie chcą Go przyjąć jako Boga, a którzy - póki żyją - mogą uwierzyć w Jezusa zmartwychwstałego. Jezus Chrystus był i jest Bogiem, który przyszedł na ziemię, by ludzkość poŁĄCZYĆ. To On dał nam podstawowe przykazanie: "Abyście się wzajemnie miłowali, tak jak ja was umiłowałem". To On chodził do chorych, "maluczkich", by ich uzdrawiać, głosić Słowo Boże, podczas, gdy faryzeusze i uczeni w piśmie spychali ich na margines. To On jadał z celnikami, a poganom uzdrawiał dzieci. 


Kiedyś nie byłam katoliczką, więc wiem (widzę i słyszę też komentarze), jak odbierają to ludzie niemający nic wspólnego z Kościołem. Takie m.in. lekceważenie ateistów, czy ludzi innych wyznań niewiele ma wspólnego z Bożym przykazaniem miłości, a tak wiele w polityce mówi się teraz o Bogu... nie przybliża to... ani do Kościoła, ani do samego Boga.


Miłość

Czym właściwie jest?
Miłość jest aktem, czyli konkretnym działaniem, które może być podjęte lub też nie. Miłość nie jest uczuciem, z którym bardzo często jest mylona. Miłość może być podtrzymywana przez różne uczucia i to nie tylko te przyjemne (np. uczucie przyjaźni, zakochania, serdeczności), ale także przez te powszechnie uznawane za "negatywne" (np. gniew, zazdrość). O tym, czy uczucie poruszy człowieka ku miłości, decyduje wola i rozum, gdy tych zabraknie, bardzo często mamy katastrofę...  
Jakie to działania?
(...) miłość, podobnie jak ptak ma dwa skrzydła. (...) - pierwszym skrzydłem jest afimacja, a drugim wymaganie. 
Afirmacja płynie z najgłębszych poziomów duszy. (...) Gdy jest rzeczywista, dokonuje się na wszystkich poziomach ludzkiej natury: fizycznym, emocjonalnym i duchowym. Serca nie da się oszukać - prawdziwa afirmacja to coś więcej niż wypowiadane mechanicznie słowo lub gest czyniony na polecenie rozumu. Nie można jej wyćwiczyć. Jest darem, zarówno dla tego, kto afirmuje, jak i dla tego, kto jest afirmowany. Wyraża się w czułym spojrzeniu, geście, słowie, czasem w milczeniu. Prawdziwa afirmacja jest doświadczeniem mistycznym: zaskakuje, zarówno tego, kto kocha, jak i tego, kto jest kochany. 
Drugie skrzydło, bez którego miłość nie będzie dojrzała, to wymagania. Stawiamy wymagania nie pomimo tego, że kochamy, ale dlatego, że kochamy. Niestawianie wymagań to częsty brak w miłości. (...) Miłość porywa w górę, a dzieje się to między innymi poprzez wymagania.
Jeśli kogoś kochamy, nie będziemy pomijali niewygodnej prawdy, utrzymując przyjemną atmosferę kosztem jakości relacji. Nie będziemy się wahali mówić trudnych rzeczy lub wskazywać na konieczność podjęcia wysiłku. (...) Czasem trzeba włożyć potężny wysiłek, aby postawić granice i wymagania ludziom, których kochamy, ryzykując, że zostaniemy odrzuceni. Miłość może podpowiedzieć, by wpuścić do domu kogoś, pomimo że nas zawiódł po raz kolejny. Innym razem, miłość nakaże wystawić jego walizki za drzwi. Miłość nie daje jednego prostego rozwiązania.  
Po co?
Miłość realizuje się w relacji. (...) miłość "kieruje się zawsze ku...", rozwój osobisty będziemy rozpatrywać w kontekście relacji z innymi ludźmi. Jeśli chcemy się lepiej czuć, realizować cele i marzenia, pogłębiać życie wewnętrzne, czyli podjąć pracę nad sobą, to nie wolno nam stracić z oczu celu tych wysiłków, jakim jest dobro drugiego człowieka. (...) Było by dla nas niebezpieczną pułapką oderwać swój wysiłek wewnętrzny od realnego i konkretnego dobra innych ludzi. Jeśli staniemy się calem dla samych siebie (egocentryzm), będziemy przypominać kogoś, kto patrząc daleko wprzód,widzi własne plecy. (...) a więc: rozwijam się dla dobra innych, a nie tylko po to, aby zadowolić swoje ego. (...) Miłość jest aktem skierowanym ku dobru człowieka.
 Jeśli mamy do czynienia z rzeczywistym miłowaniem, osoba kochana będzie się rozwijać lub przynajmniej będzie miała szansę na wzrost wewnętrzny. 
No bo...
Celem rozwoju nie jest perfekcja, lecz miłość. Miłość jest aktem służącym rozwojowi człowieka. Stwarza przestrzeń do rozwoju i mobilizuje do niego, jednak nie daje gwarancji, że osoba miłowana ten rozwój podejmie. 


 Monika i Marcin Gajdowie Rozwój. Jak współpracować z łaską? 




Emocje

         Ostatnio spotykam ludzi, którzy - mam wrażenie - boją się odczuwać niektóre emocje. Jakby wyrządzały im krzywdę. Np. poczucie winy. No tak, warto odróżnić poczucie winy od wyrzutów sumienia. Wyrzuty sumienia komunikują nam, że "coś źle zrobiłeś/ łaś, trzeba coś poprawić, przeprosić, zaduśćuczynić", a poczucie winy bywa toksycze. Zwłaszcza kiedy za bardzo się obwiniamy (jakby to sprawiało nam przyjemność)Lubię wtedy przywołać się do porządku:
- To jest moja część winy. Przyjmuję ją, chociaż jest to mega trudne, a drugą część oddaję temu, do kogo należy.
I sprawa jasna. Teraz mogę się zreflektować, zmienić, porozmawiać, zrobić coś, aby było lepiej. Dostałam prezent-informację. Dzięki tej busoli kształtującej sumienie między innymi jesteśmy uwrażliwiani na rzeczywistość, drugiego człowieka i rozwijamy empatię. Zdaję się, że też dzięki niej nie jesteśmy psychopatami, socjopatami i innymi ludźmi przejawiającymi dysfunkcyjne zachowania antyspołeczne?
        Już od dłuższego czasu zastanawiam się o co chodzi z wypieraniem różnych niewygodnych, tzw. "trudnych" emocji. To jakby bać się informacji, z których mamy korzystać i dzięki nim uczyć się siebie, wyciągać wnioski, odpowiednio reagować. To prawda, że zachowań pod wpływem natężenia konkretnych emocji do końca nie da się przewidzieć; czy tym razem emocje będą nami zawiadywać (np. niszczyć nas i otoczenie), czy to my zapanujemy nad nimi (możemy to kształtować i rozwijać). Ale... udawanie, że ich nie ma, że czegoś nie czujemy? Absurd, który do niczego dobrego nie prowadzi, wypacza rzeczywistość i sprawia, że nie możemy się rozwijać.
      Podobnie jest ze złością, nienawiścią, zazdrością etc. Zakochanie też może być niewygodne.
- Zakochałem/łam się w "zabronionej" mi osobie (nie moim mężu, żonie etc.) - i zaczyna się dramat, ucieczka, wypieranie, dziwne zachowania. (sic!)
A zakochanie to przepiękny stan, który dobrze jest przeżyć, odczuć i który tym bardziej mówi czego potrzebuję, pragnę, co wprawia mnie w ruch! Wybija z marazmu! Nie muszę od razu lgnąć do osoby, w której się zakochałam. Może warto zastanowić się, co w niej urzeka, za czym tęsknię, dlaczego i co to mówi o mnie (zamiast od razu zdradzać swoją żonę/ męża, albo całymi latami zawodzić za kimś, z kim związek nie jest możliwy) ?
       A weźmy na przykład zazdrośćjakiś czas temu patrząc na radującą się parę narzeczeńską, powiedziałam do koleżanki:
- Ale oni mają fajnie! Zazdraszczam!
- O nie! Nie można zazdrościć! - wykrzyknęła przerażona koleżanka.
??!!
     Oczywiście, że MOŻNA, a nawet TRZEBA! Jeżeli ta emocja ciśnie mi się na serce to mam ją ODCZUĆ i zdać sobie z niej sprawę! W tym wypadku chodziło o  jasną i budującą informację: "chcę narzeczonego i chcę się z nim tak radować!". Proste. Dostałam dar - informację o mojej potrzebie. Bardzo za nią dziękuję. Pokazała mi, którą drogą mam dalej iść. Co innego, gdybym pod wpływem zazdrości (czy innych "niewygodnych emocji"), zaczęła być wobec pary, np. złośliwa. (sic!)
Aha, zapomniałam dodać, że emocje same w sobie są neutralne - ani dobre ani złe. To, co pod ich wpływem robimy bywa pozytywne albo negatywne, podnosi kogoś na duchu, albo niszczy. Może z tego wynikają te nieporozumienia?

     Tak czy owak... uwolnienie od "trudnych emocji" jest niemożliwe, więc może lepiej zacząć z nimi współpracować?



Odpowiedzialność

- Ja nic nie zrobiłam!  Ja tylko rozchyliłam nogi. - pojawiło się w puencie mojego "barwnego" snu.

Po przebudzeniu miałam w głowie jeden wyraz: zgorszenie.
Kto by stał się powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza. Mt 18,6  
A co z tymi, którzy poddają się zgorszeniu? Którzy nie odwracają od niego głowy, nie stawiają granicy, a pchają się tam, gdzie ono występuje? Co z tymi, którzy nieświadomie odpowiadają na gorszenie, dają się mu ponieść, bo np. to jest im bardziej znane (złe nawyki)?
Przez złe życie człowiek może zniszczyć łaskę uświęcającą w sobie, ale też jego antyświadectwo nierzadko przyczynia się do utraty skarbu łaski u innych. (B. Rojek)
O zgrozo. A co z tymi, którzy nie uciekają od sytuacji "utraty łaski", a zaczynają w nich uczestniczyć, by, np. zaskarbić sobie przychylność otoczenia (takie dziecięco - młodzieżowe odruchy w stylu: "Palą? Zapalę z nimi, dotrzymam im towarzystwa" etc.) ?
Jak należy postępować, aby nie być przyczyną zgorszenia dla innych? Ważne jest aby wziąć odpowiedzialność za swoje decyzje... (B. Rojek)
A no właśnie. Odpowiedzialność. Jasno się nasuwa, że kiedy nie raczę przeciwstawić się gorszeniu, zaczynam mieć w nim współudział. Jednocześnie przyczyniam się do grzechu osoby, która gorszy, więc skrajnie na to patrząc sama zaczynam być "gorszycielem". Biada tym, którzy pełnią w społeczeństwie jakieś odpowiedzialne funkcje. Swoją drogą... większość z nas w pewnym momencie takie funkcje będzie pełnić; np. jako rodzice. 
(...) szczególną odpowiedzialność za swe słowa i czyny ponoszą ci, którzy z racji pełnionych funkcji powinni odznaczać się autorytetem, bowiem siła ich oddziaływania na innych jest wyjątkowo duża. Co innego jest, gdy mamy do czynienia ze złem dokonanym przez jakiegoś drobnego rzezimieszka, a co innego, gdy chodzi o kogoś na wysokim stanowisku państwowym czy kościelnym. (B. Rojek)  
 grrrr....
Zgorszenia mogą powodować także reprezentanci różnych instytucji (...) np. dyrektorzy zachęcający do oszustwa, nauczyciele pobudzający do gniewu swoich uczniów, ludzie manipulujący opinią publiczną. (B. Rojek)
Wynika z tego, że czasem warto postawić granice i "nie rozchylać nóg", nawet jeżeli wyda się to fajne, przyjemne i atrakcyjne, a w istocie nie ma nic wspólnego z prawym i mądrym zachowaniem. Podobnie, gdy dajemy się sprowokować do różnych nieprzyjemnych zachowań, które z przykazaniem miłości (no bo co jest najważniejsze w życiu? Oczywiście, że miłość ) nie mają wiele wspólnego.

Na koniec warto dodać (chociaż jest to temat na odrębne pisanie), że sianie zgorszenia zarzucano samemu mojemu ukochanemu Jezusowi Chrystusowi. Apostołowie opisywali Jezusa jako kamień węgielny, wybrany, kosztowny (1P 2, 6), ale również jako kamień odrazy i skała zgorszenia (Rzm 9,33). Wywoływać zgorszenie na drodze do prawdy, miłości i do Boga?
Hm...



____________________________
* Gorszyć (Słownik Języka Polskiego);
1. wzbudzać gwałtowne, nieprzychylne emocje; wzburzać, bulwersować.
2. wywierać zły, demoralizujący wpływ na kogoś; demoralizować, deprawować, znieprawiać.


Pomoc

Ja: Może zechciałby Pan mi pomóc?
Pan: Nie.
Ja: ?? Aha.
Pan: Przeceniła Pani swoje możliwości.
Ja: Dziękuję za informację - uśmiechnęłam się.

Na szczęście "Pan" się pomylił. Poradziłam sobie bez niego, tylko było o wiele trudniej.


Ot cała filozofia pomagania drugiemu...



Dziecinność

Gdy byłem dzieckiem,
mówiłem jak dziecko,
czułem jak dziecko,
myślałem jak dziecko.
Kiedy zaś stałem się mężem,
wyzbyłem się tego, co dziecinne.    (1Kor 13,11) 

Nie, czystość

- Chodź, osłonię Cię moim płaszczem...


- To jest najlepsza rzecz, jaką możemy zrobić - odnowić temu światu czystość. 

(Bez)Nadzieja

Robert miał 54 lata. 
Ostatni raz widziałam go w sierpniu, przechodził obok kościoła, do którego właśnie szłam na mszę.
- Idziesz ze mną? - zapytałam na końcu naszej rozmowy
- Nie, nie, dzięki. Z Panem Bogiem - odpowiedział z szelmowsko-serdecznym uśmiechem.
Od roku utrzymywaliśmy kontakt. Przez chwilę pracowaliśmy razem, chciał być aktorem, rozwijał się w tym kierunku.
Jakiś czas przed naszym ostatnim spotkaniem dzwonił do mnie, był w bardzo kiepskim stanie. Mówiłam o Bogu, polecałam, by się do Niego zwrócił, modliłam się, załatwiałam pracę, próbowalam jakkolwiek pomóc. Miałam wrażenie, że od Boga nie stroni, ale nie chce się do Niego zwrócić... jakby nie miał nadziei, nie wierzył, że to coś da.

A 4 września zniknął...
po tygodniu jego ciało znaleziono w fosie miejskiej.



Obecność

Osunęłam się dziś na bruk... mdlejąc z bólu.
Na szczęście karetka przyjechała po 15 minutach.
To, co pamiętam to niezastąpiona i najważniejsza
OBECNOŚĆ LUDZI,
którzy byli przy mnie i wezwali pogotowie.
Nie musieli nic mówić... po prostu byli.

Osobliwe przeżycie.


OBECNOŚĆ. Niby nic, a jednak...



Jedność

Oczywiście jesteśmy powołani do wzrastania, 

do umacniania się, do rozwijania naszych umiejętności, 
ale ta siła ma służyć budowaniu świata miłości, 
nie zaś naszej własnej władzy i chwały. 
Nie jesteśmy wezwani, by być niezależnymi od siebie wyspami, 
oddzielonymi jedna od drugiej, 
zamkniętymi w samozadowoleniu. 
Wszyscy jesteśmy ze sobą związani, 
wzajemnie od siebie zależni, 
wezwani, by stanowić jedno ciało. 
Słabi potrzebują silnych, 
tak jak silni potrzebują słabych, 
aby nie zamknąć się w samobójczych czynach powodowanych poczuciem potęgi i dumy, 
raniących to dziecko, które jest ukryte w każdym z nas. 
Wszystkie serca pragną jedności. 
Jean Vanier  Jezus, dar miłości.


Myśl a pożądanie

Wreszcie bracia, myślcie tylko o tym, co prawdziwe, co poczciwe, co sprawiedliwe, co czyste, co miłe, co chwalebne, co jest cnotą i godne pochwały. Filip. 4:8
Często moja myśl wędruje do tego, czego mi brakuje, co powoduje pragnienie, a potem pragnienie zmienia się w pożądanie. I nie chodzi o pożądanie cielesne. A o pożądanie tego, czego nie mam (na wielu płaszczyznach, nie tylko w warstwie materialnej). Odciąga mnie to od tego, co mam i czym jestem obdarzana. Nie mogę z tego robić użytku (realizować woli Boga), bo jestem zbyt skupiona na tym, czego pragnę...

Modlitwa żołnierza

Usłysz mnie Boże!
Mówiono mi całe życie, że nie istniejesz. A ja jak ten idiota, uwierzyłem w to. Ale pewnego wieczoru jakby przez dziurę jakiejś starej bomby, zobaczyłem niebo i nagle sobie zdałem sprawę, że powiedziano mi kłamstwo. Gdybym sobie zadał chociaż odrobinę trudu to patrząc na świat, dotarło by do mnie, że jesteś. Czy to nie dziwne, Boże, że musiałem się znaleźć w piekle po to, aby znaleźć czas na to, ażeby spojrzeć Ci w twarz? Boże kocham Cię bezgranicznie i chciałbym, żebyś o tym wiedział. Za chwilę odbędzie się straszna bitwa i kto wie, może zawitam u Ciebie już dzisiaj wieczorem. Nie byliśmy dotąd wielkimi przyjaciółmi, Boże, i trochę się boję, czy będziesz czekał przy drzwiach. Ale spójrz... płaczę i się rozklejam jak baba. Gdybym Cię, kurczę, poznał wcześniej. Więc teraz pójdę, bo już muszę iść. I trochę to paradoksalne; teraz, kiedy Cię już spotkałem to się już nie boję umrzeć. No to do zobaczenia.
Modlitwa, podobno znaleziona w plecaku żołnierza, który zginął pod Monte Casino w 1944. 




Najświętszy Sakrament

Pamiętam, kiedy nieochrzczona chodziłam na msze i nie mogłam spożywać ciała Chrystusa pod postacią chleba (Komunia Święta). Patrzyłam jak inni podchodzą, by przyjąć "Ciało i Krew Chrystusa" i czułam ogromną tęsknotę i żal, że ja nie mogę. Z każdą mszą narastała we mnie niecierpliwość. W końcu przyszedł dzień przyjęcia Sakramentów... Pierwsza Komunia... "NO NARESZCIE!" - krzyczało mi w sercu. 
Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. J 6,55
To był GŁÓD. Nie potrafię opisać ani opowiedzieć, jak bardzo byłam głodna. To jakby przez te wszystkie lata dosłownie nie jeść i nie pić, a mimo to "jakoś funkcjonować".

Obecnie nadal tęsknię (przyzwyczaiłam się). Czasem mówię, że cała jestem tęsknotą... z tą różnicą, że nie odczuwam już duchowego głodu. Kiedyś kolega powiedział do mnie: "Wiem, że tęsknisz do Boga. Tu na ziemii to normalne." Nie wiem, czy "normalne"... ale cieszę się, że jest przynajmniej ta chwila i możliwość zjednoczenia z Nim w Eucharystii. To bezcenne. 
Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim. J 6,56
To, co się potem dzieje, jest jak... hm... nie wiem jak to określić... po części jak "masaż serca". Czasem płaczę, czasem mam dreszcze, czasem jest mi błogo, jakby mnie Bóg przytulał. A potem mam niesamowitą siłę i jasność w działaniu. Przynajmniej przez chwilę... póki nie ulegnę większym lub mniejszym pokusom, które czyhają na mnie za zakrętem... 



Wdech zachwytu

Jestem ZACHWYCONA. 
(Znowu to samo, do tego abstrakcyjnie i lakonicznie... nic na to nie poradzę J ). Patrzę na dzieła Boże i nie mogę opanować uczucia szczęścia i radości.
Ty, Ja, Ona, On, To, Tamto, wszystko i wszędzie, gdzie tylko Bóg może Być, przepływać (przewiewać?) i gdzie nie blokuje się (nie zaśmieca/ nie zabrudza? ) Jego działania. A to, jak Bóg tym przepływem swoim uzdrawia i upiększa jest niesamowite. Wdzięcznam. J


Pierwsze pielgrzymowanie

Pielgrzymka, czyli rekolekcje w drodze,
35. wrocławska na Jasną Górę.

Piękni ludzie, mądre konferencje, słowo Boże, modlitwy, śpiew, cisza, opieka,
a obok
ekstremalne sytuacje (żar z nieba, temp. 30/40 °C), brud, trud, ból, hałas.

Poszłam, bo lubię się rozwijać. Na każdej płaszczyźnie. 
Uważam, że jednymi z najważniejszych tu na ziemii są wiara i rozwój
(obok realizacji podstawowego powołania każdego z nas - powołania do miłości).
Więc poszłam... 
nastawiona na to, by zobaczyć,
jak będę się zachowywać wobec
innych,
siebie,
Boga 
w tych ekstremalnych, nieznanych mi warunkach.
Zobaczyłam. Jasno było widać; gdzie meandruję, w co uciekam, kiedy zaczynam się zniechęcać, a kiedy raduję i pomagam innym, jakie mam nastawienie.

I jednak lubię "hardcore", wyzwania.
Chociaż mam wrażenie, że Bóg oszczędził mi cierpień; 
mało bąbli na stopach (właściwie były to bąbelki, które szybko się goiły), a dzięki temu, że nie zwracałam uwagi na żar i spiekotę, nie doskwierała mi aż tak.
Kwestia nastawienia - jak się okazuje - ma ogromne znaczenie.
A o te trzeba walczyć. Łatwiej jest narzekać, niż radować i pobudzać innych do radości.  

Co ciekawsze dla mnie...
czuję, jakby odgruzowano mi serce.
Czuję ulgę.  
Chociaż oczyszczenia bywają trudne.
Nie szkodzi.

Wdzięcznam i dumnam, że udało nam się dotrzeć do celu.
Chwała Panu!



Coś szalonego

- Zróbmy coś szalonego!
- Ale co?
- No nie wiem... yyy... Spełniajmy się w pracy, robiąc to, co nas fascynuje! Stwórzmy szczęśliwe i kochające rodziny! Radujmy się i bądźmy szczęśliwi!

No tak. Czasem to wydaje się naprawdę szalone...


Piękni Ludzie

Jak żyję, nie spotkałam na świecie "brzydkiego" człowieka.
No chyba, że zmęczonego życiem...
Może cały w tym szkopuł, by dać wydobyć swoje piękno?
Moja ulubiona Audrey Hepburn mówiła:
"Żeby mieć piękne oczy, szukaj dobra w oczach innych. Żeby mieć piękne usta, wypowiadaj piękne słowa." 




Przyjaciel

To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, 
tak jak Ja was umiłowałem. 

Nikt nie ma większej miłości od tej, 
gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. 
Wy jesteście przyjaciółmi moimi, 
jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. 
Już was nie nazywam sługami, 
bo sługa nie wie, co czyni jego pan, 
ale nazwałem was przyjaciółmi, 
albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego. 

Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem
i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, 
i by owoc wasz trwał - 
aby Ojciec dał wam [wszystko] o cokolwiek Go poprosicie
w imię moje.

To wam przykazuję, 
abyście się wzajemnie miłowali.  
 J 15, 12-17

Odwrócona plecami do Boga

Wiele razy słyszałam, że wiara w Boga jest łaską, darem Bożym.
Ale dopiero teraz zaczyna to do mnie docierać.  

To wielka łaska, dostępna dla wszystkich. Wystarczy o nią poprosić i przyjąć.
Patrzę na ludzi wokół mnie, którym mówię o Bogu, a którzy Go nie znają, albo odsunęli się od Boga i... nie rozumiem.
Dlaczego nie chcą przyjąć tak cudownego Daru, który przemienia wszystko? 

Gdy przypominam sobie moje 29 lat, kiedy byłam bliżej lub dalej Boga, ale zawsze poza Nim, odwrócona do Niego plecami, pukam się w głowę i zastanawiam... DLACZEGO TAK DŁUGO ZWLEKAŁAM?
Nie rozumiem.

Modlitwa


- (...) bo ostatnio dużo się modliłam i widzę, że Bóg to we mnie przemienia.
- Słucham jak o tym mówisz... i powiem Ci, że nigdy nie patrzyłem na modlitwę w ten sposób... dla mnie to było raczej odklepywanie regułek...
- Yyy....
- Nawet Ci trochę zazdroszczę.
- Nie ma czego. Przecież też możesz tak mieć.

J

Lekcja pokory

      Norbert miał 27 lat. Spotkaliśmy się zaledwie dwa razy w ciągu naszego życia.

      Pierwszy raz; trzy lata temu, w kolejce u lekarza, tam się poznaliśmy. Czekając na wyniki badań, poszliśmy na długi spacer. Rozmawialiśmy o życiu, byciu etc. Takie "filozoficzno-psychologiczne pogadanki", które lubię. Drugi raz; kilka miesięcy temu, gdy wracałam z kościoła do domu. Natknęliśmy się na siebie "przypadkiem". Nie wierzę w istnienie przypadku.
      Wtedy nie powiedział, że ma raka. Nic dziwnego. Wcześniej kilka razy próbował się ze mną spotkać, ale odmawiałam. Bałam się. To relacja odmienno płciowa, a te bywają niewygodne. "Nie byłam zainteresowana." Ale za drugim razem umówiliśmy się na spotkanie, bo intuicyjnie wiedziałam, że jest coś, o czym mamy porozmawiać. Mówił, że chce mi "coś dać". Powiedziałam, że mogę się z nim spotkać, ale nie przyjmę nic od niego.

- Ale dlaczego chcesz mi "coś dać"? Przecież w ogóle się nie znamy. Nie wiem jak to rozumieć i do czego to przypasować.
- A musisz to do czegoś przypasowywać? - odparł.

...

         To było przed Świętami Zmartwychwstania Pańskiego. Chciał, byśmy spotkali się właśnie wtedy, ale... nie wyszło. "Coś mi wypadło", miotałam się, przekładałam. I od tamtego czasu, gdy odłożyliśmy spotkanie na "kiedy indziej", wewnętrzny głos mówił mi: "spotkaj się z nim", potem jeszcze kilka razy: "zadzwoń", "daj mu znać". Nawet któregoś razu napisałam do niego smsa... którego nie wysłałam. "Phi!, a co będę wysyłać?" - pomyślałam - "Niech on wyśle." (sic!!!)

A wewnętrzny głos cicho podpowiadał; "Daj znać Norbertowi, umów się na spotkanie". Zignorowałam to.

Bo po co,
bo niewygodne,
bo "to przecież nie ma sensu" etc.

        Nie wiedziałam o chorobie. Nie powiedział, a mógł. Zadziałaliśmy w podobny sposób. Nasze lęki i pycha, wzięły górę. Matce, z którą od dwóch lat był pokłócony, też nie powiedział. Nawet teraz nie miał ochoty się z nią pogodzić. Dowiedziała się po prostu o jego śmierci.

        Norbert był ateistą. Najprawdopodobniej byłabym jedyną osobą w jego otoczeniu, która mogłaby się za niego pomodlić lub dać świadectwo. Wtedy dla mnie to spotkanie nie miało sensu, ale zapomniałam, że nie ja jestem od tego, żeby decydować, co ma sens.

         Jak często przez lęki, przekonania, wyobrażenia i przez to, że zapominamy, że nie działamy tu w swoim imieniu ograniczamy boskie działanie? Bez względu na to, czy wierzymy w istnienie Boga, czy nie.

         Gdy 30.05 zadzwonił telefon i na wyświetlaczu zobaczyłam: "Norbert Lewandowski", pomyślałam: "Super! W końcu się spotkamy!". Za późno. Zadzwonił jego brat, powiedzieć, że Norbert nie żyje.


A to jest "coś", co dostałam po jego śmierci.
Znalazł moje zdjęcia w internecie i zrobił z nich pirografię.
Obrazki wypalane w drewnie. 


- Spotkaliście się tylko dwa razy w życiu? Czasem wspominał o Tobie i mówił tak, jakbyście byli dobrymi znajomymi... Przed śmiercią prosił, bym spotkał się z trzema osobami. Tylko do Ciebie zdołał podać dokładny kontakt... - powiedział mi jego brat.

Tak naprawdę nigdy do końca nie wiemy, jak jesteśmy istotni dla innych...



Przekonania

- Nie lubię, bo ona jest głupia! - usłyszałam.

Ała.

Przekonania drążą nas jak robaki. Bez względu na to, czy myślimy o kobietach, mężczyznach, "czarnych", "białych", politykach etc... myślimy o bliźnim. Jeżeli mamy przekonania, które oddzielają nas od innych i poniżają, jeżeli podchodzimy do drugiego człowieka bez wiary, nadziei i miłości to lepiej wtedy dobrze się zastanowić.

Trudno myśleć np. o sytuacji i obecnie rządzących w Polsce pozytywnie i z nadzieją, prawda?
A o to właśnie chodzi.

Nikt nie powiedział, że wybierając drogę Miłości
będzie łatwo...



Serdeczność

Czasem wystarczy uśmiech,
spojrzenie z zainteresowaniem,
gest na przywitanie,
pozytywne nastawienie do drugiego człowieka z akceptacją i zrozumieniem jego słabości,
pomoc,
współdzialanie zamiast rywalizacji.

Niewiele, a może zdziałać cuda.




Do rzeczy!

Dobra, dość poetyckiego miętolenia...

Przyjęłam Sakramenty Święte m.in. z pobudek egoistycznych i z lęku (trochę mi wstyd). Niedawno odkryłam, że tak było. Wcześniej nie byłam tego świadoma. Podobno Bóg posługuje się naszymi słabościami m.in. po to, by nas nawracać. Po drodze, przed obraniem Drogi Chrystusowej, miałam też kilka sytuacji, które pokazały mi, że świat metafizyczny istnieje, ma na nas ogromny wpływ i że ma się dobrze (to mnie przeraziło). Może zdobędę się kiedyś na odwagę, by o tym napisać.

A teraz... jestem zachwycona (aha, miało być bez poetyckiego miętolenia)

Uważam, że to była najlepsza decyzja, jaką do tej pory podjęłam. To, co się wydarza przechodzi jakiekolwiek oczekiwania. Spojrzenie na drugiego człowieka z Bogiem w sercu jest zupełnie inne. Teraz dopiero mam jasność w relacjach, jeżeli tylko jestem wobec innych szczera i otwarta (oczywiście, że można być szczerym wobec innych bez Boga. Tylko, tak jak wspomniałam, bez Boga patrzyłam na człowieka zupełnie inaczej). Często zdarza się też tak, że Bóg stawia mnie w prawdzie, która - powiedzmy sobie szczerze - nie jest wygodna. Pokazuje jak sporo potrafię "spieprzyć" i jak bardzo moje serce jest pełne brudów. Ale to nic. Za chwilę obok tego pokazuje mi moją prawdziwą wartość rodem z:
"Jesteś stworzony na obraz i podobieństwo Boga".

Wolę taką prawdę i taką rzeczywistość niż chaos, który towarzyszył mi do tej pory.

- A bardzo zmieniło się Twoje życie przez ten rok? - zapytał mnie mój kochany szwagier - Czujesz się bardziej szczęśliwa?
- Czuję się bardziej osadzona, jakbym znalazła siebie. I bardziej spokojna. Czyli faktycznie szczęśliwsza. - odpowiedziałam.


Rocznica przyjęcia Sakramentów Świętych

Czuję się, jakbym żyła rok. 



Co się zmieniło?
Wszystko.

Dusza jest jak ogród.
Kiedy zaprosiłam Boga do mojego ogrodu, nawet nie wiedziałam kiedy wszystkie chwasty zostały wyrwane. Tu wymieniono ziemię, która nie nadawała się już do uprawy, tam zasiano trawę i posadzono kwiaty, wyznaczono nowe ścieżki. Modlitwy i kontakt z Bogiem m.in. przez mszę i sakramenty sprawiają, że ogród jest wciąż pielęgnowany, a kiedy trzeba - przebudowywany. Co rusz rewitalizowane i odsłaniane są nowe części ogrodu.

Nie pomyślałabym.
Jestem zdumiona, że to tak.

Dziękuję.




Poszukiwacze

Człowiek ciągle czegoś szuka...
szuka...



A wystarczy zaprosić Chrystusa do swojego serca i...
JEST
znalazło się. J