Po Ludzku

Po trzech latach życia pod jednym dachem zapytałam:
- Dobrze się czujesz?
- Nie. - odpowiedziała.
Po trzech latach życia w jednym mieszkaniu, ale w osobnych pokojach, codziennie widząc się tylko "przy okazji" wspólnego mieszkania, zaczęłyśmy rozmawiać... o tym najważniejszym...
Wiedziałam, że ma problem, że nie daje sobie emocjonalnie rady z tym, co ją spotkało.
Musiały minąć trzy lata aż zebrałam się na odwagę i otwarcie zapytałam.

Zajęło mi trzy lata aż powiedziałam "Jeżeli będziesz potrzebować pomocy to jestem".
Jest mi wstyd, że tak długo.

Jak często obok nas dzieją się rzeczy, na które nie reagujemy, bo... no właśnie... dlaczego?
Bo wymagają nieco większego wysiłku niż rozmowa "na fejsie" i otwarcia na drugiego człowieka?





2 komentarze:

  1. a może to po prostu wiara w drugiego człowieka, że jest na tyle silny (jak Ty sama?), że da sobie ze wszystkim radę, że...czuwa nad nim Opatrzność?

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiara idzie w parze z realnymi działaniami wobec siebie, innych i Boga. Jest też postawą - tak jak Miłość. Jeżeli moja wiara (czy miłość) nie opiera się na realnych, rzeczywistych działaniach świadczących o niej... to coś jest nie tak.
    Jeżeli człowiek ewidentnie źle się czuje, a ja abstrakcyjnie wierzę, że sobie poradzi to jest to absurdalne i taka postawa nie świadczy dobrze o kondycji wierzącego ;)
    U mnie raczej była to ucieczka, spychanie problemu, lęk przed prawdą.
    Pozdrawiam słonecznie :)

    OdpowiedzUsuń