Emocje

         Ostatnio spotykam ludzi, którzy - mam wrażenie - boją się odczuwać niektóre emocje. Jakby wyrządzały im krzywdę. Np. poczucie winy. No tak, warto odróżnić poczucie winy od wyrzutów sumienia. Wyrzuty sumienia komunikują nam, że "coś źle zrobiłeś/ łaś, trzeba coś poprawić, przeprosić, zaduśćuczynić", a poczucie winy bywa toksycze. Zwłaszcza kiedy za bardzo się obwiniamy (jakby to sprawiało nam przyjemność)Lubię wtedy przywołać się do porządku:
- To jest moja część winy. Przyjmuję ją, chociaż jest to mega trudne, a drugą część oddaję temu, do kogo należy.
I sprawa jasna. Teraz mogę się zreflektować, zmienić, porozmawiać, zrobić coś, aby było lepiej. Dostałam prezent-informację. Dzięki tej busoli kształtującej sumienie między innymi jesteśmy uwrażliwiani na rzeczywistość, drugiego człowieka i rozwijamy empatię. Zdaję się, że też dzięki niej nie jesteśmy psychopatami, socjopatami i innymi ludźmi przejawiającymi dysfunkcyjne zachowania antyspołeczne?
        Już od dłuższego czasu zastanawiam się o co chodzi z wypieraniem różnych niewygodnych, tzw. "trudnych" emocji. To jakby bać się informacji, z których mamy korzystać i dzięki nim uczyć się siebie, wyciągać wnioski, odpowiednio reagować. To prawda, że zachowań pod wpływem natężenia konkretnych emocji do końca nie da się przewidzieć; czy tym razem emocje będą nami zawiadywać (np. niszczyć nas i otoczenie), czy to my zapanujemy nad nimi (możemy to kształtować i rozwijać). Ale... udawanie, że ich nie ma, że czegoś nie czujemy? Absurd, który do niczego dobrego nie prowadzi, wypacza rzeczywistość i sprawia, że nie możemy się rozwijać.
      Podobnie jest ze złością, nienawiścią, zazdrością etc. Zakochanie też może być niewygodne.
- Zakochałem/łam się w "zabronionej" mi osobie (nie moim mężu, żonie etc.) - i zaczyna się dramat, ucieczka, wypieranie, dziwne zachowania. (sic!)
A zakochanie to przepiękny stan, który dobrze jest przeżyć, odczuć i który tym bardziej mówi czego potrzebuję, pragnę, co wprawia mnie w ruch! Wybija z marazmu! Nie muszę od razu lgnąć do osoby, w której się zakochałam. Może warto zastanowić się, co w niej urzeka, za czym tęsknię, dlaczego i co to mówi o mnie (zamiast od razu zdradzać swoją żonę/ męża, albo całymi latami zawodzić za kimś, z kim związek nie jest możliwy) ?
       A weźmy na przykład zazdrośćjakiś czas temu patrząc na radującą się parę narzeczeńską, powiedziałam do koleżanki:
- Ale oni mają fajnie! Zazdraszczam!
- O nie! Nie można zazdrościć! - wykrzyknęła przerażona koleżanka.
??!!
     Oczywiście, że MOŻNA, a nawet TRZEBA! Jeżeli ta emocja ciśnie mi się na serce to mam ją ODCZUĆ i zdać sobie z niej sprawę! W tym wypadku chodziło o  jasną i budującą informację: "chcę narzeczonego i chcę się z nim tak radować!". Proste. Dostałam dar - informację o mojej potrzebie. Bardzo za nią dziękuję. Pokazała mi, którą drogą mam dalej iść. Co innego, gdybym pod wpływem zazdrości (czy innych "niewygodnych emocji"), zaczęła być wobec pary, np. złośliwa. (sic!)
Aha, zapomniałam dodać, że emocje same w sobie są neutralne - ani dobre ani złe. To, co pod ich wpływem robimy bywa pozytywne albo negatywne, podnosi kogoś na duchu, albo niszczy. Może z tego wynikają te nieporozumienia?

     Tak czy owak... uwolnienie od "trudnych emocji" jest niemożliwe, więc może lepiej zacząć z nimi współpracować?



Odpowiedzialność

- Ja nic nie zrobiłam!  Ja tylko rozchyliłam nogi. - pojawiło się w puencie mojego "barwnego" snu.

Po przebudzeniu miałam w głowie jeden wyraz: zgorszenie.
Kto by stał się powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza. Mt 18,6  
A co z tymi, którzy poddają się zgorszeniu? Którzy nie odwracają od niego głowy, nie stawiają granicy, a pchają się tam, gdzie ono występuje? Co z tymi, którzy nieświadomie odpowiadają na gorszenie, dają się mu ponieść, bo np. to jest im bardziej znane (złe nawyki)?
Przez złe życie człowiek może zniszczyć łaskę uświęcającą w sobie, ale też jego antyświadectwo nierzadko przyczynia się do utraty skarbu łaski u innych. (B. Rojek)
O zgrozo. A co z tymi, którzy nie uciekają od sytuacji "utraty łaski", a zaczynają w nich uczestniczyć, by, np. zaskarbić sobie przychylność otoczenia (takie dziecięco - młodzieżowe odruchy w stylu: "Palą? Zapalę z nimi, dotrzymam im towarzystwa" etc.) ?
Jak należy postępować, aby nie być przyczyną zgorszenia dla innych? Ważne jest aby wziąć odpowiedzialność za swoje decyzje... (B. Rojek)
A no właśnie. Odpowiedzialność. Jasno się nasuwa, że kiedy nie raczę przeciwstawić się gorszeniu, zaczynam mieć w nim współudział. Jednocześnie przyczyniam się do grzechu osoby, która gorszy, więc skrajnie na to patrząc sama zaczynam być "gorszycielem". Biada tym, którzy pełnią w społeczeństwie jakieś odpowiedzialne funkcje. Swoją drogą... większość z nas w pewnym momencie takie funkcje będzie pełnić; np. jako rodzice. 
(...) szczególną odpowiedzialność za swe słowa i czyny ponoszą ci, którzy z racji pełnionych funkcji powinni odznaczać się autorytetem, bowiem siła ich oddziaływania na innych jest wyjątkowo duża. Co innego jest, gdy mamy do czynienia ze złem dokonanym przez jakiegoś drobnego rzezimieszka, a co innego, gdy chodzi o kogoś na wysokim stanowisku państwowym czy kościelnym. (B. Rojek)  
 grrrr....
Zgorszenia mogą powodować także reprezentanci różnych instytucji (...) np. dyrektorzy zachęcający do oszustwa, nauczyciele pobudzający do gniewu swoich uczniów, ludzie manipulujący opinią publiczną. (B. Rojek)
Wynika z tego, że czasem warto postawić granice i "nie rozchylać nóg", nawet jeżeli wyda się to fajne, przyjemne i atrakcyjne, a w istocie nie ma nic wspólnego z prawym i mądrym zachowaniem. Podobnie, gdy dajemy się sprowokować do różnych nieprzyjemnych zachowań, które z przykazaniem miłości (no bo co jest najważniejsze w życiu? Oczywiście, że miłość ) nie mają wiele wspólnego.

Na koniec warto dodać (chociaż jest to temat na odrębne pisanie), że sianie zgorszenia zarzucano samemu mojemu ukochanemu Jezusowi Chrystusowi. Apostołowie opisywali Jezusa jako kamień węgielny, wybrany, kosztowny (1P 2, 6), ale również jako kamień odrazy i skała zgorszenia (Rzm 9,33). Wywoływać zgorszenie na drodze do prawdy, miłości i do Boga?
Hm...



____________________________
* Gorszyć (Słownik Języka Polskiego);
1. wzbudzać gwałtowne, nieprzychylne emocje; wzburzać, bulwersować.
2. wywierać zły, demoralizujący wpływ na kogoś; demoralizować, deprawować, znieprawiać.


Pomoc

Ja: Może zechciałby Pan mi pomóc?
Pan: Nie.
Ja: ?? Aha.
Pan: Przeceniła Pani swoje możliwości.
Ja: Dziękuję za informację - uśmiechnęłam się.

Na szczęście "Pan" się pomylił. Poradziłam sobie bez niego, tylko było o wiele trudniej.


Ot cała filozofia pomagania drugiemu...



Dziecinność

Gdy byłem dzieckiem,
mówiłem jak dziecko,
czułem jak dziecko,
myślałem jak dziecko.
Kiedy zaś stałem się mężem,
wyzbyłem się tego, co dziecinne.    (1Kor 13,11)