Stawianie granic

        Bez umiejętności stawiania granic nie jesteśmy w stanie normalnie funkcjonować w społeczeństwie i nawiązywać zdrowych relacji. Generalnie "powinniśmy" zostać nauczeni tego w domu rodzinnym, kiedy pierwsi ludzie na świecie, z którymi budujemy relacje, pokazują nam jak to się robi i pozwalają, abyśmy zdrowo te granice wytyczali również Im - naszym rodzicom. Ale wiadomo... bywa z tym różnie.

        Kiedy nie wytyczam jasno granic, nie komunikuję wyraźnie drugiemu człowiekowi: DOTĄD. NIE DALEJ!, cierpi na tym też On. Jeżeli pragnę iść drogą miłości, dobrze byłoby, abym się tego nauczyła (asertywność). Najpierw sama ustaliła i rozeznała swoje granice, potem nauczyła się wyraźnie o nich komunikować. Myślę, że takie wytyczanie najlepiej zacząć w swojej rodzinie - tu jest najtrudniej (jest WYZWANIE - jest MOC!). Kiedy czuję, że inny człowiek, z którym relacjonuję, zaczyna za wiele sobie pozwalać, moim obowiązkiem jest (jeżeli chcę iść drogą miłości) pokazać mu gdzie jest jego miejsce, a gdzie moje, aby wiedział, jak się wobec mnie "ustawić", jak budować ze mną relację. Druga strona tego samego medalu...; kiedy pozwalałam sobie na przekraczanie granic innego człowieka, najprawdopodbniej za jakiś czas ja również będę przez to cierpieć.

         Od czasu, kiedy odgruzowuje mi się serce, zaczynam dostrzegać jak to jest ważne, jak szalenie istotne jest spojrzenie na relację z lotu ptaka i zobaczenie w jakich rolach się znajdujemy (kiedyś bardzo nie lubiłam tego określenia. Role kreujemy w teatrze! - mówiłam - a nie w życiu!. Dalej uważam, że najpierw jesteśmy LUDŹMI, a potem pełnimy jakieś funkcje, role, np. przełożony - podwładny, rodzic - dziecko, kierownik - pracownik, nauczycielka, lekarz, ksiądz, aktor etc. W istocie tak jest, natomiast system społeczny w jakim funkcjonujemy, rządzi się określonymi prawami i zasadami. Jeżeli chcę w nim zdrowo funkcjonować, dobrze jest te zasady znać i ich nie lekceważyć. Ufam, że nie zostały stworzone dla zniewolenia mnie - jak kiedyś myślałam - tylko dla mojego dobra, bym mogła tworzyć zdrowe relacje i abym wiedziała, gdzie jest moje miejsce. Co za tym idzie... abym wiedziała jak efektywnie funkcjonować i działać, wykorzystując w pełni mój potencjał.



        Zdarza się, że człowiek, z którym relacjonuję kompletnie nie potrafi wytyczyć mi granic. Powodów tego może być wiele; od tego, że został tak wychowany, poprzez przemęczenie, skończywszy na tym, że ma do mnie słabość, a wiadomo - jeżeli ktoś nam się podoba to raczej nie chcemy budować dystansu (stawianie granic błędnie nam się z tym kojarzy). Kiedyś reagowałam: W to mi graj! Hajda! Jedziemy! Super otwarty człowiek, relacjonujmy bez żadnych granic! W końcu jakaś normalna osoba! (sic!). Kilka razy mocno się na tym przejechałam. Zwłaszcza w relacjach damsko-męskich, które potem kończyły się z hukiem, a po drodze było wiele niejasnych sytuacji. Teraz wiem, że nawet jeżeli druga osoba nie wytycza mi wyraźnych granic, sama muszę je stworzyć i uświadomić NAM jak chcę by nasza relacja wyglądała. Może między innymi dzięki temu uda mi się uniknąć budowania toksycznych relacji.